jak to miło wczesnym rankiem przekonać się o podejściu bliźniego do kobiety w ciąży. nie wspominając już o tym, że swoje w rejestracji do badania trzeba odstać, bo gdzieżby się tam ktoś z człowiekiem liczył, zaszłaś se w ciążę, to se masz. wstaje się za dwadzieścia szósta, jedzie się na pobranie krwi, pije się 75g glukozy rozcieńczonej w szklance wody, od której ma się odruch wymiotny, wraca się po dwóch godzinach na ponowne pobranie krwi. tutaj trzeba zaznaczyć (!!!!), że za drugim razem wchodzi się bez kolejki :o, chodzi o to, żeby wbić się w te 2h pomiędzy jednym a drugim upuszczeniem krwi. wszystko w celu zmierzenia sobie krzywej cukrowej i sprawdzenia czy się przypadkiem aby cukrzycy nie ma, co bywa istotne w stanie błogosławionym. niestety, wchodzenie bez kolejki :o nie mieści się niektórym w głowie, cytując tutaj panią czekającą na SWOJĄ (!!!) KOLEJ: "A co to tak BEZ KOLEJKI!!!! Po znajomości pewnie!!!!". trafił mnie szlag. powiedziałam babiszonowi na odchodnym, że nie mam zamiaru się jej z czegokolwiek tłumaczyć i odwróciłam się na pięcie. teraz żałuję, że nie sp******* jej z góry na dół ale niestety kierowana hormonami o mało co się nie rozbuczałam :-/
no comments.
a jak Wam minął piątkowy poranek?
Poranek miło, wieczór trochę gorzej :/
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło :) Pamiętam te przepychanki w kolejce do laboratorium, masakra!
Tia uwielbiam taką "życzliwość ludzką". Współczuję.
OdpowiedzUsuń