niedziela, 30 grudnia 2012

nic tak nie działa zimową porą kojąco na duszę (poza S.Wilsonem, ale to oczywiste) jak brownie. nawet koszmarny dzień może się odmienić  za sprawą tego niebiańskiego doznania (omg, mówię prawie jak Nigella Lawson).

potrzebujemy zatem:

 2 gorzkie czekolady
10 dkg mąki
30 dkg cukru (ja dałam mniej i tak wyszedł b. słodki)
1 kostkę masła
6 jaj
5 dkg pokruszonych orzechów włoskich (można dać ciut więcej)

masło i czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. ubijamy jajka, następnie stopniowo dodajemy cukier i mąkę. na końcu przestudzoną czekoladę z masłem. do formy, do piekarnika na 200 stopni na ok. 20-23 minuty. po upieczeniu czekamy aż ostygnie, wyjmujemy z formy, odwracamy i posypujemy cukrem pudrem. do tego szklanka zimnego mleka. MNIAM.



o tym, że to bomba kaloryczna i zapewne cholesterolowa zapominamy, ma się rozumieć ;)

smacznego!

 ps. dużo (w granicach rozsądku ;P) słodyczy  w Nowym Roku!

czwartek, 27 grudnia 2012

zdecydowanie głupotą było zabieranie się za sprawy pracowe tuż po świętach. jestem ospała, przejedzona i w ogóle bleh. a teraz do tego wściekła - do szewskiej pasji doprowadza mnie analfabetyzm niektórych osób, który dostarcza mi dodatkowej roboty.
może to jednak brak wystarczającej ilości światła tak na mnie wpływa?
ach, nie wiem...
;P

niedziela, 23 grudnia 2012

Nietuzinkowych, 
leniwych, 
radosnych, 
białych
Świąt Wam życzę :)




środa, 19 grudnia 2012

kto raz posłucha Balckfield nie może przestać. panowie Wilson i Geffen  uzależniają. dźwięki, które nie potrafią się od człowieka odczepić.

w związku z tym z okazji świąt piosnka w iście nie-światecznym klimacie ;P




piątek, 14 grudnia 2012

w piątki kończę pracę bardzo, bardzo ale to bardzo wcześnie (wiadomo, n-le obiboki). i jak to jest, że choćbym sobie nie wiem co zaplanowała to nici z tego? czego ja to nie miałam dzisiaj zrobić...tymczasem zaległam na kanapie, bezmyślnie gapiąc się w tv, wpierdzielając bez opamiętania drożdżówki z jagodami, później obiad i tak mi zeszło. 
tymczasem mamy godzinę siedemnastą prawie a ja dalej jestem rozmymłana. i dalej mi się nic nie chce. starzejemy się, chiba.

doszła płyta. wow, po ponad trzech tygodniach. nie wiedziałam, że Niemcy leżą na drugim krańcu świata. ale co tam...fajnie, że już jest. nowy Antimatter...w sam raz na święta (taki żarcik).

poniedziałek, 10 grudnia 2012

napadłam wczoraj na Saturna, o dziwo kupuję tam ostatnio więcej płyt niż w empiku, w związku z czym zapowiada się muzyczna wyżerka w postaci:

Blackfield Blackfield
Porcupine Tree Lightbulb sun

czyly Steven W. razy dwa
i Fish raz

Marillion Fugazi

:D

idę pławić się w dźwiękach.



czwartek, 6 grudnia 2012

w wieku trzydziestu czterech lat nie wypada być tak koszmarnie naiwnym i żałosnym.
a jednak zdarza się.
ot, kolejny wypadek przy pracy.


 

River glass, cycle past, overcast
I saw it all in the blackfield
Copper sky, shadows rise, bridge of sighs
We had it all in the blackfield
Skin tracks, face facts, fade to black
In the blackfield


środa, 5 grudnia 2012

ostatnio marzę tylko o tym, żeby nikt niczego ode mnie nie chciał i żebym nie musiała myśleć o tym, że znowu mam coś na jutro zrobić. chcę wreszcie mieć święty spokój i wolny umysł. może Mikołaj podaruje mi taki prezent?




poniedziałek, 3 grudnia 2012

już w lutym 2013 pojawi się nowy album Stefka Wilsona. ten to ma parę! nie da od siebie odpocząć ale, jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza. wprost przeciwnie. chociaż, niektórzy nawet poddają w wątpienie, czy mistrzuniu w ogóle sypia. 
płytka będzie nosić tytuł The Raven that Refused to Sing (and other stories) czyly w wolnym tłumaczeniu Kruk, który nie chciał śpiewać (i inne historie). raven kojarzy mi się tylko z tym Edgara Allan'a Poe. i coś mi się wydaje, że tej gloomy atmosphere również na nowym solo-albumie nie zabraknie.
a oto Luminol z w/w.


ja nadal z niecierpliwością oczekuję nowego Antimatter, który ponoć został do mnie wysłany w okolicach 23 listopada.

miłego.

wtorek, 27 listopada 2012


tęsknotę niewiadomego pochodzenia tłamszę kompulsywnym jedzeniem.
szkoda tylko, że kompulsywnie nie sprawdzam kartkówek i nie sprzątam. na święta na przykład.

idę się zakopać w łóżku, pod udręczoną koszmarami sennymi pościelą.
nie szukajcie mnie.

niedziela, 25 listopada 2012

koncert zaliczony, panowie naprawdę dają radę, powiem więcej - zyskują podczas występów na żywo. są profesjonalistami w swojej dziedzinie. żadnej fałszywej nutki, żadnego potknięcia. lata grania robią swoje. było miło, bluesowo, swojsko, sympatycznie. jedyny mankament to brak anonimowości. czułam się nad wyraz drętwo, widząc swoich byłych, obecnych a może i nawet przyszłych uczniów. no ale cóż, wszakże muzyka łączy pokolenia...
a niech tam sobie łączy co chce, boże chroń mnie przed chodzeniem na koncerty w pobliżu miejsca zamieszkania. never again. 

dzisiaj natomiast wstałam w okolicach południa. w nastroju pod zdechłym azorem. norma. siedzę z nosem w książce i udaję, że świat zewnętrzny nie istnieje.
szczerze mówiąc dobrze mi z tym.

czwartek, 22 listopada 2012

ja niskociśnieniowiec wzbiłam się dzisiaj na wyżyny. 145/100. do tego stanu doprowadziła mnie moja ukochana praca.
dziękuje.
do widzenia.
dobranoc.


 

;)

poniedziałek, 19 listopada 2012

niestety, dzisiaj a w zasadzie już wczoraj pod wieczór nastrój mi totalnie poleciał w dół. a było tak miło. jakiś bliżej nieokreślony niepokój wziął mnie w obroty i chęć zakopania się w pościeli na cały ten zimowy czas. nie wiem co jest. czyżby chandra dopadała tak z nienacka? bez zapowiedzi? oj, nieładnie.
w pracy to samo, wszyscy w wisielczych nastrojach, nic tylko się pochlastać. taki czas widać nastał. czas chlastania się.
wróciłam do domku, wypiłam kofi z nowego lydlowskiego ekspresu i naiwnie się łudzę, że przyjdzie mi chęć, ażeby sprawdzać stosy kartkówek i egzaminów gimnazjalnych oraz tworzyć inne papierki.

dobrze, że w piątek Dżemik. może to mnie zmotywuje do działania.
ech.


piątek, 16 listopada 2012

w celu zmiany aury i otoczenia wybrałam się dzisiaj na chwilę do Kraku. co prawda mgła była taka, że tylko nożem ją kroić a Wawel prawie zniknął ale nic to. Kraków zawsze poprawia mi nastrój. zawsze, bez wyjątku. i tak było również dzisiaj. pyszny obiadek w Restauracji Pod Słońcem (bardzo polecam! super jedzenie, porcje od serca, umiarkowane ceny, i to w samym rynku :)), nowa czapka i rękawiczki w kolorze rdzy, żeby nie dać się zbliżającej się zimie. i oczywiście obwarzanki z makiem, jakże mogłoby ich tutaj zabraknąć?
natomiast przełom listopadowo-grudniowy zapowiada się koncertowo. najpierw Dżem, potem Alternative 4 we Wrocku, jeśli wszystko pójdzie dobrze. ten rok w ogóle jest jakiś wyjątkowo muzyczny :)

tymczasem....już weekend!!! nie wierzę. dotrwałam.
miłego tym, którzy tu czasem zaglądają ;)





wtorek, 13 listopada 2012


wstałam dzisiaj o dziwnej porze - po wpół do szóstej (!!) (ktoś mnie przebije? jacyś chętni?) i jestem z lekka niedospana, ale tam przeżyję, no nie? wstałam, mimo tego, że jak wszystkim wszem i wobec wiadomo regularnym rannym ptaszkiem nie jestem, wprost przeciwnie. ale jak mus to mus, trza było w pracy być wcześniej a ja jako osoba niezmotoryzowana jestem uzależniona od komunikacji miejskiej. tak wiem, wiem. w dzisiejszych czasach nie przystoi czy też jest nie-trendy nie posiadać prawa jazdy. aczkolwiek to też przeżyję. jestem niewyspana ale za to bardziej eko. a eko akurat jest trendi.

ostatnio POSTANOWIŁAM (który to już raz?) sobie, że będę co najmniej dwa a może nawet trzy razy w tygodniu chodzić na basenik, więc a nuż mi się dzisiaj uda? ze mną i moim lenistwem różnie bywa lecz jeśli się tak zbiorę w sobie i zawezmę to kto wie? ;P

od jakiegoś czasu chodzi za mną Chodź ze mną, zatem voila.
 będę miała bliżej i nie będę musiała już nigdzie chodzić.



miłego, robaczki.
do łikendu jeszcze tylko 3 słownie TRZY dni.
take care.

czwartek, 8 listopada 2012

jestem jak zwykle wykończona, niewiele sypiam bo ciągle coś. zrobię jedno to się w robocie okazuje, że znowu kolejne dokjumenty trzeba tworzyć. niech żyje wykorzystanie nowoczesnych technologii i odchodzenie od papierkologii. szkoda, że jakoś spod tych stosów papierów tego nie widzę.
ostatnio nawet nie zauważam jak zmieniają się pory roku.
jeszcze tylko jedno tłumaczonko i czas zrobić coś dla siebie, dla przyjemności.
bo dłużej tak nie pociągnę.

miłego, państwu.


sobota, 3 listopada 2012

zakupiłam wczora z wieczora - The Brink. i katuję się mrokiem. cudne dźwięki.
tym razem kolega Patterson w projekcie Alternative 4.
a w grudniu trzy koncerty :)



ps. "People listen to music for different reasons. Some people look back on music. But some people, they need it to survive. Other people need music to get things out. And, maybe that’s just where I’m coming from, you know? When things weren’t easy for me, growing up, you know, music saved my life….. I had absolutely nothing else, besides music. And, that’s still, that’s, that’s in me…. For me, its much more religious."
Eddie Vedder


dla mnie jest tym samym.

środa, 31 października 2012

dawno temu w trawie pan Duncan Patterson pisał teksty i grał na basie w Anathemie. obecnie znany jest m.in. z projektów Antimatter i Alternative 4.

przedstawiam panśtwu Antimatter :)


i "zajawka" piosenki z nowej płyty*, która już niebawem, pod koniec listopada.


cudeńka.
moje.

* jednak na tej płycie już pan Duncan się nie pojawi.

poniedziałek, 29 października 2012

podobno nie powinno się niczego żałować w życiu. 
a ja żałuję. pewnych decyzji nieodwracalnych i okazji niewykorzystanych. 
kiedy jesteśmy młodzi wydaje nam się, że mamy dużo czasu. po czym budzimy się z ręką w nocniku i jest już za późno.
czy warto dać sobie teraz szansę bez względu na konsekwencje?
chyba nie.



sobota, 27 października 2012

dobrze, że ten tydzień już za mną. było nerwowo ale na szczęście wszystko wyszło nawet lepiej niż się spodziewałam.
dzisiaj natomiast nie mogę się dobudzić. jest deszczowo i sennie.
może basenik? i kino? jakaś nowa płytka?
wszystko, byle tylko znowu nie dopadła mnie ta szelmowska, czająca się za rogiem. pustka.

miłego weekendu, moi mili.





wtorek, 23 października 2012

exhausted.
niestety do końca tygodnia jeszcze sporo czasu i tyle samo spraw na głowie.

....

sobota, 20 października 2012

nie mówcie nikomu ale czasami szczerze się nienawidzę.

poza tym ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda?

 ...


wtorek, 16 października 2012

na nic się zdały sposoby na chandrę z poprzedniego wpisu. wstałam dzisiaj rano pogrążona w bezbrzeżnym smutku. jakbym spadała w dół. a aura za oknem nie sprzyja. chyba tylko samobójcom. szaro, ciemno i do d.... .

niedziela, 14 października 2012

sposobem na jesienną nostalgię jest niemyślenie. byle tylko zająć głowę czymś innym - organizowaniem imprez szkolnych, papierkologią stosowaną, projektami edukacyjnymi, pomysłami na godziny wychowawcze. nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć. nie natrafić na miejsce ogarnięte pustką. to zbyt ryzykowne. można tez brodzić w kolorowych liściach, na popołudniowym spacerze. pomaga. trochę.

czwartek, 11 października 2012


strasznie depresyjnie tej jesieni w mojej głowie.
chyba zacznę wyć do księżyca.



When you hear me calling will you be there...?
When you see me falling will you be there...?

poniedziałek, 8 października 2012

jakoś mi tak tęskno. i pusto.
czyżby to jesienna melancholia?
...


kot osobisty podziela moje gusta muzyczne ;)
a ja dalej wspominam sobotni koncert...


a jak tam Wasze nas(troje)?

niedziela, 7 października 2012

Flying



będę się teraz ekscytować niczym rozentuzjazmowana nastolatka, żeby nie było, że nie ostrzegałam.

koncert pod wieloma względami wyjątkowy. ostatni na trasie w Polsce, 2.5 h.
po pierwsze - były kawałki ze starych, metalowych czasów, po drugie - urodziny Danny'ego, latający tort i sto lat, oświadczyny fana na scenie...poza tym, widać że chłopaki (i Lee ;)) czują się w Polsce jak u siebie w domu, swojsko, bez spinki. to da się wyczuć.

euforia (oraz ból szyi) nadal mnie nie opuszcza podobnie jak Vinnie'ego podczas rozdawania autografów :D
najlepszy koncert Any, spośród trzech na których byłam.





setlista kupamięci:

Untouchable Part 1
Untouchable Part 2
Thin Air
Dreaming Light
Everything
Deep
Winter
Wings
A Simple Mistake
Lightning Song
Storm before the calm
The Beginning And The End
Universal
Closer
A natural disaster
Flying
Internal Landscapes
Are You There akustycznie
Orion
Angelica
Empty
Fragile Dreams

piątek, 5 października 2012

jutro znowu usłyszę moją Anathemkę, po pół roku od ostatniego koncertu.
znowu zanurzę się w dźwiękach i odlecę...
może to jest lek na cale zło?
ech...


środa, 3 października 2012

życie sprawia, że niektóre rzeczy przestają być tylko czarne albo tylko białe. dostrzegamy wtedy, że istnieją różne odcienie szarości.

piątek, 28 września 2012

miała być notka o tym jak to dzisiejsza młodzież ubiera się do szkoły i co ja na ten temat myślę ale dałam sobie spokój. szkoda nerw.
zebrało mnie natomiast na muzyczne wspominki. był kiedyś taki zespół Crew, nagrali bodajże tylko dwa albumy - mam je w odgrywanej wersji kasetowej. słyszał ktoś? później chłopaki zapadli się pod ziemię, niestety.



 jak to dobrze, że w necie można wszystko wyszperać :D
 a pamiętacie Anouk i Nobody's wife?





miłego łikendu ;)

środa, 26 września 2012


budzę się po trzeciej w nocy i myślę, co to ja mam dzisiaj do zrobienia i czy ogarnę. budzę się koło piątej i to samo. koło szóstej - a! jak fajnie, że mogę jeszcze chwilę pospać. zmęczona wstaję o w pół do siódmej - o boże, dziś tyle godzin w pracy, tyle załatwiania, znowu ta bieganina i jeszcze ten obiad ugotować. nie mam na to siły. jakbym dźwigała na plecach stu kilowy worek. i tak codziennie. jak w klatce. co prawda, później się rozkręcam i jakoś daję radę ale noc i poranki to męczarnia. kiedyś chociaż w weekendy umysł wrzucał na luz a teraz ni chu, chu - pracuje na pełnych obrotach.

może najwyższa pora udać się do pana psycho po tabletki na radość?
bo troszki już nie wyrabiam.


niedziela, 23 września 2012

od paru dni mam ochotę zagrzebać się w pościeli, nigdzie nie wychodzić, do nikogo się nie odzywać i jeszcze żeby nikt ode mnie niczego nie chciał. wszystko mnie przerasta, za bardzo się przejmuję, za dużo spraw pracowych na głowie itp. jednym słowem nie ogarniam tej kuwety. i albo to deprecha, albo wypalenie czy też zmęczenie materiału lub wszystko do kupy.
żeby można tak było się wyłączyć. wyciągnąć baterie. i f*** off świecie.

***

słyszeliście o tej książce? może być ciekawie - powrót do peerelowskiej rzeczywistości. w sobotnich WO fragment książki, w GW - artykuł.

piątek, 21 września 2012

czy Wam też jest tak zimnoooooooooooooo?
br.
na rozgrzewkę zagadka.
gdzie kot a gdzie koc? ;)




ciepłego łikendu.

niedziela, 16 września 2012

melancholic

słucham. Storm Corrosion.


oto co powstało dzięki współpracy Stefka Wilsona (Porcupine Tree, Blackfield, etc) i Mikaela Akerfeldta (Opeth).
w sam raz na jesienne wieczory.
...

czwartek, 13 września 2012

mam nawał roboty i nie wyrabiam na zakrętach. dzienniki rożnego typu i maści, opinie, orzeczenia, programy nauczania, dostosowania, projekty edukacyjne, sruty tuty. tym razem nie narzekam. przynajmniej mam czym zająć głowę.
zdrówko ludzie, zdrówko najważniejsze.
ale będzie dobrze, na pewno.
nie ma innego wyjścia.

piątek, 7 września 2012


niektórzy uczniowie mają swój własny świat i są do bólu rozbrajający :) jeden nie pamięta numeru domu, bo się dopiero przeprowadził, inny na bieżąco wygłasza mi rozległe monologi na temat osobistych spraw rodzinnych. natomiast ostatnio podszedł do mnie uczeń z czymś dziwnym w plastikowym pudełeczku i pyta czy chcę spróbować. ale co spróbować? oranżadę w proszku. sam zrobił. z sody, kwasku cytrynowego i cukru. młody chemik ;)

 * * *

kot osobisty i zdjęcia z serii zmieszczę-się-wszędzie-nawet-w-pudełku-od-zapałek ;)





wtorek, 4 września 2012

byłam dzisiaj tylko kilka godzin w pracy a jestem makabrycznie wypompowana fizycznie. początek roku to istny szał. nabiegałam się jak głupia po tych piętrach w te i wewte. nogi mam jak balony. autentycznie, nawet oby dwie. masa załatwiania, ciągle ktoś czegoś od ciebie chce. kyrk.
ale co ja tu będę pisać - przecież od dawna wiadomo, że nauczyciele to obiboki i nieroby.





niedziela, 2 września 2012



nie wiem czy to spadek formy spowodowany powrotem do pracy czy coś innego ale mam mega doła.
do dupy.
do widzenia.

piątek, 31 sierpnia 2012

jeszcze nawet dobrze nie zaczęłam pracy a już boli mnie głowa. zapowiada się wyjątkowo pracowity rok. młyn i kocioł w jednym.
ale nic to.
pędzę robić obiadek - u mnie dzisiaj łosoś i surówka z selera.
a co Wy gotujecie?

środa, 29 sierpnia 2012

korzystając z ostatnich podrygów wakacji czytam kilka rzeczy na raz. w ostatnich WO jest świetny artykuł o życiu na Warmii. bywa, że chciałabym uciec na wieś z dala od tego wszystkiego, tam czas inaczej płynie, wolniej się żyje, w zgodzie z naturą. najprawdopodobniej po jakimś czasie zabrakłoby mi tych wszystkich wymysłów współczesnej techniki - człowiek tym przesiąka, uzależnia się. ale na kilka dni czy na wakacje można by się było zaszyć w głuszy i odreagować. mam nadzieję, że uda mi się w któryś z wrześniowych weekendów wyskoczyć chociaż w górki, o ile pogoda będzie sprzyjała.
kupiłam ostatnią książkę M.Nurowskiej - Dom na krawędzi - kontynuacja Drzwi do piekła. wciąga.
poza tym opasła biografia Pearl Jam'u :D i Pamiętniki Adriana Mola w wersji inglisz coby nie wyjść z wprawy.

a co tam u Was?

wtorek, 28 sierpnia 2012

w zdrowym ciele zdrowy d(r)u(c)h

byłam dzisiaj na baseniku, który chodził za mną już od przyjazdu z wakacji. puściutko, pięć osób na krzyż, rewela. przepłynęłam dwadzieścia długości (razy 50 m, żeby nie było ;)) i czuję się jak nowo narodzona. trochę jestem zmęczona ale pozytywnie.
(...)
jak zawsze o tej porze napadają mnie strachy z powodu rychłego powrotu do pracy. i tak to wczoraj nie mogłam spać do drugiej w nocy i grzebałam trochę przy blogu. muszę powiedzieć, że bloksik na gazecie to cienki bolek w porównaniu do tego co tutaj zastałam.
idę gotować bo zejdę z głodu.
milego.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

new blog new beginning

w związku z obawą, że mój poprzedni blogasek dostał się w niepowołane ręce - założyłam nowy. trochę mi szkoda, bo tam spędziłam siedem lat z haczykiem i trudno było się rozstać. ale jak mus to mus. 
proszę się zgłaszać kto obecny :)