wtorek, 27 listopada 2012


tęsknotę niewiadomego pochodzenia tłamszę kompulsywnym jedzeniem.
szkoda tylko, że kompulsywnie nie sprawdzam kartkówek i nie sprzątam. na święta na przykład.

idę się zakopać w łóżku, pod udręczoną koszmarami sennymi pościelą.
nie szukajcie mnie.

niedziela, 25 listopada 2012

koncert zaliczony, panowie naprawdę dają radę, powiem więcej - zyskują podczas występów na żywo. są profesjonalistami w swojej dziedzinie. żadnej fałszywej nutki, żadnego potknięcia. lata grania robią swoje. było miło, bluesowo, swojsko, sympatycznie. jedyny mankament to brak anonimowości. czułam się nad wyraz drętwo, widząc swoich byłych, obecnych a może i nawet przyszłych uczniów. no ale cóż, wszakże muzyka łączy pokolenia...
a niech tam sobie łączy co chce, boże chroń mnie przed chodzeniem na koncerty w pobliżu miejsca zamieszkania. never again. 

dzisiaj natomiast wstałam w okolicach południa. w nastroju pod zdechłym azorem. norma. siedzę z nosem w książce i udaję, że świat zewnętrzny nie istnieje.
szczerze mówiąc dobrze mi z tym.

czwartek, 22 listopada 2012

ja niskociśnieniowiec wzbiłam się dzisiaj na wyżyny. 145/100. do tego stanu doprowadziła mnie moja ukochana praca.
dziękuje.
do widzenia.
dobranoc.


 

;)

poniedziałek, 19 listopada 2012

niestety, dzisiaj a w zasadzie już wczoraj pod wieczór nastrój mi totalnie poleciał w dół. a było tak miło. jakiś bliżej nieokreślony niepokój wziął mnie w obroty i chęć zakopania się w pościeli na cały ten zimowy czas. nie wiem co jest. czyżby chandra dopadała tak z nienacka? bez zapowiedzi? oj, nieładnie.
w pracy to samo, wszyscy w wisielczych nastrojach, nic tylko się pochlastać. taki czas widać nastał. czas chlastania się.
wróciłam do domku, wypiłam kofi z nowego lydlowskiego ekspresu i naiwnie się łudzę, że przyjdzie mi chęć, ażeby sprawdzać stosy kartkówek i egzaminów gimnazjalnych oraz tworzyć inne papierki.

dobrze, że w piątek Dżemik. może to mnie zmotywuje do działania.
ech.


piątek, 16 listopada 2012

w celu zmiany aury i otoczenia wybrałam się dzisiaj na chwilę do Kraku. co prawda mgła była taka, że tylko nożem ją kroić a Wawel prawie zniknął ale nic to. Kraków zawsze poprawia mi nastrój. zawsze, bez wyjątku. i tak było również dzisiaj. pyszny obiadek w Restauracji Pod Słońcem (bardzo polecam! super jedzenie, porcje od serca, umiarkowane ceny, i to w samym rynku :)), nowa czapka i rękawiczki w kolorze rdzy, żeby nie dać się zbliżającej się zimie. i oczywiście obwarzanki z makiem, jakże mogłoby ich tutaj zabraknąć?
natomiast przełom listopadowo-grudniowy zapowiada się koncertowo. najpierw Dżem, potem Alternative 4 we Wrocku, jeśli wszystko pójdzie dobrze. ten rok w ogóle jest jakiś wyjątkowo muzyczny :)

tymczasem....już weekend!!! nie wierzę. dotrwałam.
miłego tym, którzy tu czasem zaglądają ;)





wtorek, 13 listopada 2012


wstałam dzisiaj o dziwnej porze - po wpół do szóstej (!!) (ktoś mnie przebije? jacyś chętni?) i jestem z lekka niedospana, ale tam przeżyję, no nie? wstałam, mimo tego, że jak wszystkim wszem i wobec wiadomo regularnym rannym ptaszkiem nie jestem, wprost przeciwnie. ale jak mus to mus, trza było w pracy być wcześniej a ja jako osoba niezmotoryzowana jestem uzależniona od komunikacji miejskiej. tak wiem, wiem. w dzisiejszych czasach nie przystoi czy też jest nie-trendy nie posiadać prawa jazdy. aczkolwiek to też przeżyję. jestem niewyspana ale za to bardziej eko. a eko akurat jest trendi.

ostatnio POSTANOWIŁAM (który to już raz?) sobie, że będę co najmniej dwa a może nawet trzy razy w tygodniu chodzić na basenik, więc a nuż mi się dzisiaj uda? ze mną i moim lenistwem różnie bywa lecz jeśli się tak zbiorę w sobie i zawezmę to kto wie? ;P

od jakiegoś czasu chodzi za mną Chodź ze mną, zatem voila.
 będę miała bliżej i nie będę musiała już nigdzie chodzić.



miłego, robaczki.
do łikendu jeszcze tylko 3 słownie TRZY dni.
take care.

czwartek, 8 listopada 2012

jestem jak zwykle wykończona, niewiele sypiam bo ciągle coś. zrobię jedno to się w robocie okazuje, że znowu kolejne dokjumenty trzeba tworzyć. niech żyje wykorzystanie nowoczesnych technologii i odchodzenie od papierkologii. szkoda, że jakoś spod tych stosów papierów tego nie widzę.
ostatnio nawet nie zauważam jak zmieniają się pory roku.
jeszcze tylko jedno tłumaczonko i czas zrobić coś dla siebie, dla przyjemności.
bo dłużej tak nie pociągnę.

miłego, państwu.


sobota, 3 listopada 2012

zakupiłam wczora z wieczora - The Brink. i katuję się mrokiem. cudne dźwięki.
tym razem kolega Patterson w projekcie Alternative 4.
a w grudniu trzy koncerty :)



ps. "People listen to music for different reasons. Some people look back on music. But some people, they need it to survive. Other people need music to get things out. And, maybe that’s just where I’m coming from, you know? When things weren’t easy for me, growing up, you know, music saved my life….. I had absolutely nothing else, besides music. And, that’s still, that’s, that’s in me…. For me, its much more religious."
Eddie Vedder


dla mnie jest tym samym.