poukładałam sobie wszystko od nowa, po czym znowu zaczęłam tonąć. przecież bycie szczęśliwym nie polega na wiszeniu na innych, nie może być od nich uzależnione, nie powinniśmy zatracać się w drugiej osobie w stu procentach bo znikamy(?)trzeba polubić samego siebie.
tak, ja to wszystko wiem, tyle, że to nie zawsze jest takie łatwe. w chwilach słabości zupełnie się gubię a budowanie wszystkiego od początku wymaga siły i czasu.
przez ostatnich parę dni spadałam w dół. znowu. teraz wstaję, strzepuję "tamten" pył i próbuję iść dalej.
ale ile razy jeszcze tak?