Pokazywanie postów oznaczonych etykietą neurotyczne wynurzenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą neurotyczne wynurzenia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 grudnia 2012

w wieku trzydziestu czterech lat nie wypada być tak koszmarnie naiwnym i żałosnym.
a jednak zdarza się.
ot, kolejny wypadek przy pracy.


 

River glass, cycle past, overcast
I saw it all in the blackfield
Copper sky, shadows rise, bridge of sighs
We had it all in the blackfield
Skin tracks, face facts, fade to black
In the blackfield


wtorek, 27 listopada 2012


tęsknotę niewiadomego pochodzenia tłamszę kompulsywnym jedzeniem.
szkoda tylko, że kompulsywnie nie sprawdzam kartkówek i nie sprzątam. na święta na przykład.

idę się zakopać w łóżku, pod udręczoną koszmarami sennymi pościelą.
nie szukajcie mnie.

niedziela, 25 listopada 2012

koncert zaliczony, panowie naprawdę dają radę, powiem więcej - zyskują podczas występów na żywo. są profesjonalistami w swojej dziedzinie. żadnej fałszywej nutki, żadnego potknięcia. lata grania robią swoje. było miło, bluesowo, swojsko, sympatycznie. jedyny mankament to brak anonimowości. czułam się nad wyraz drętwo, widząc swoich byłych, obecnych a może i nawet przyszłych uczniów. no ale cóż, wszakże muzyka łączy pokolenia...
a niech tam sobie łączy co chce, boże chroń mnie przed chodzeniem na koncerty w pobliżu miejsca zamieszkania. never again. 

dzisiaj natomiast wstałam w okolicach południa. w nastroju pod zdechłym azorem. norma. siedzę z nosem w książce i udaję, że świat zewnętrzny nie istnieje.
szczerze mówiąc dobrze mi z tym.

poniedziałek, 19 listopada 2012

niestety, dzisiaj a w zasadzie już wczoraj pod wieczór nastrój mi totalnie poleciał w dół. a było tak miło. jakiś bliżej nieokreślony niepokój wziął mnie w obroty i chęć zakopania się w pościeli na cały ten zimowy czas. nie wiem co jest. czyżby chandra dopadała tak z nienacka? bez zapowiedzi? oj, nieładnie.
w pracy to samo, wszyscy w wisielczych nastrojach, nic tylko się pochlastać. taki czas widać nastał. czas chlastania się.
wróciłam do domku, wypiłam kofi z nowego lydlowskiego ekspresu i naiwnie się łudzę, że przyjdzie mi chęć, ażeby sprawdzać stosy kartkówek i egzaminów gimnazjalnych oraz tworzyć inne papierki.

dobrze, że w piątek Dżemik. może to mnie zmotywuje do działania.
ech.


poniedziałek, 29 października 2012

podobno nie powinno się niczego żałować w życiu. 
a ja żałuję. pewnych decyzji nieodwracalnych i okazji niewykorzystanych. 
kiedy jesteśmy młodzi wydaje nam się, że mamy dużo czasu. po czym budzimy się z ręką w nocniku i jest już za późno.
czy warto dać sobie teraz szansę bez względu na konsekwencje?
chyba nie.



sobota, 27 października 2012

dobrze, że ten tydzień już za mną. było nerwowo ale na szczęście wszystko wyszło nawet lepiej niż się spodziewałam.
dzisiaj natomiast nie mogę się dobudzić. jest deszczowo i sennie.
może basenik? i kino? jakaś nowa płytka?
wszystko, byle tylko znowu nie dopadła mnie ta szelmowska, czająca się za rogiem. pustka.

miłego weekendu, moi mili.





sobota, 20 października 2012

nie mówcie nikomu ale czasami szczerze się nienawidzę.

poza tym ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda?

 ...


wtorek, 16 października 2012

na nic się zdały sposoby na chandrę z poprzedniego wpisu. wstałam dzisiaj rano pogrążona w bezbrzeżnym smutku. jakbym spadała w dół. a aura za oknem nie sprzyja. chyba tylko samobójcom. szaro, ciemno i do d.... .

niedziela, 14 października 2012

sposobem na jesienną nostalgię jest niemyślenie. byle tylko zająć głowę czymś innym - organizowaniem imprez szkolnych, papierkologią stosowaną, projektami edukacyjnymi, pomysłami na godziny wychowawcze. nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć. nie natrafić na miejsce ogarnięte pustką. to zbyt ryzykowne. można tez brodzić w kolorowych liściach, na popołudniowym spacerze. pomaga. trochę.

czwartek, 11 października 2012


strasznie depresyjnie tej jesieni w mojej głowie.
chyba zacznę wyć do księżyca.



When you hear me calling will you be there...?
When you see me falling will you be there...?

środa, 3 października 2012

życie sprawia, że niektóre rzeczy przestają być tylko czarne albo tylko białe. dostrzegamy wtedy, że istnieją różne odcienie szarości.

środa, 26 września 2012


budzę się po trzeciej w nocy i myślę, co to ja mam dzisiaj do zrobienia i czy ogarnę. budzę się koło piątej i to samo. koło szóstej - a! jak fajnie, że mogę jeszcze chwilę pospać. zmęczona wstaję o w pół do siódmej - o boże, dziś tyle godzin w pracy, tyle załatwiania, znowu ta bieganina i jeszcze ten obiad ugotować. nie mam na to siły. jakbym dźwigała na plecach stu kilowy worek. i tak codziennie. jak w klatce. co prawda, później się rozkręcam i jakoś daję radę ale noc i poranki to męczarnia. kiedyś chociaż w weekendy umysł wrzucał na luz a teraz ni chu, chu - pracuje na pełnych obrotach.

może najwyższa pora udać się do pana psycho po tabletki na radość?
bo troszki już nie wyrabiam.


niedziela, 23 września 2012

od paru dni mam ochotę zagrzebać się w pościeli, nigdzie nie wychodzić, do nikogo się nie odzywać i jeszcze żeby nikt ode mnie niczego nie chciał. wszystko mnie przerasta, za bardzo się przejmuję, za dużo spraw pracowych na głowie itp. jednym słowem nie ogarniam tej kuwety. i albo to deprecha, albo wypalenie czy też zmęczenie materiału lub wszystko do kupy.
żeby można tak było się wyłączyć. wyciągnąć baterie. i f*** off świecie.

***

słyszeliście o tej książce? może być ciekawie - powrót do peerelowskiej rzeczywistości. w sobotnich WO fragment książki, w GW - artykuł.

niedziela, 2 września 2012



nie wiem czy to spadek formy spowodowany powrotem do pracy czy coś innego ale mam mega doła.
do dupy.
do widzenia.